GolemRPG

Krew, Rdza i Smar...

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2008-03-12 09:51:18

SolFar

Administrator

Zarejestrowany: 2008-03-10
Posty: 236
Punktów :   

Historia

Zupejdowałem post, chociaz jak widac to jeszcze nieskoczna wersja i dosc mocno rozgrzebana. Niemniej przydałyby się porady/uwagi

Historia
Historia to nie daty, nazwiska, ani nawet nie nazwy bitew. Historia to ludzie, wspomnienia i uczucia jakie nam towarzyszą, gdy czytamy o czynach naszych ojców. To duma, która nas przepełnia, światło nam towarzyszące niezależnie od naszego postępowania, ale też obowiązek każący nie zawieść nam oczekiwań tych, którzy całe swe życie zawierzyli przyszłości, dziś będącą naszą teraźniejszością.

Są oczywiście tacy, którzy nie pamiętają albo nie chcą pamiętać. Oni odrzucają to co było kiedyś, całą swoją uwagę skupiają na tym co jest tu i teraz. Ktoś kiedyś powiedział, że Ci ludzie nie zasługują na teraźniejszość i przyszłość. Czy tak jest naprawdę? Nie nam oceniać, ale jeśli nie chcesz być  ignorantem to poświęć chociaż trochę czasu żeby poznać historię swojego narodu. Bo nawet w I wieku po Pogromie są rzeczy, których po prostu wstyd nie znać.

Dlaczego tak?
W grze GolemRPG nie przedstawiamy pełnej historii świata gry. Nasza gra nie skupia się na przygodach mocno zakorzenionych w historii uniwersum, dlatego sam opis historii świata gry pełni głównie funkcje kolorytu. Z tego powodu postanowiliśmy przedstawić dzieje naszego uniwersum w sposób problemowy zamiast chronologicznego. Na następnych paru stronach poznasz wydarzenia, które nosi w sobie każdy człowiek, ludzi, którzy już za życia nazywali byli ojcami narodów i miejsca, które najpełniej oddają dawne czasy. Wszystko to podzielone ze względu na frakcje, z wydzielonym miejscem na ludzkość jako ogól. 

Republika Trzech Koron

Wydarzenia.

Pakt Trzech: W historii państw i narodów są chwile przełomowe. Chwile, w których podjęte decyzje na zawsze zmieniają oblicze danego państwa i co ważniejsze ich obywateli. Zarówno Federacja jak i Ordos za swe początki uznają paradoksalnie Pogrom. Odrzucają tym samym swoją przed pogromową historię uznając ją za okres błędów lub niewoli. Republika natomiast pamięta, pamięta nawet aż za dobrze.

Republikanie pamiętają potęgę Hezruk, wielką wojnę wywołaną przez Unie Błękitnej Krwi i Wandańską walkę do samego końca. Republika pamięta historyczną już tylko potęgę tworzących ją dziś koron. Ale Republika pamięta też Pogrom i upadek ludzkości. Sami republikanie z żalem w sercu wspominają chaos, który towarzyszył upadkowi ich cywilizacji, ale jednocześnie z dumą dziś mówią o rozsądku jaki na jaki przyszło im się zdobyć.

Bo właśnie wtedy, gdy z resztek niedobitków ludzkości rodziła się Federacja wraz z Ordos po przeciwnej stronie bieguna o przetrwanie walczyli dawni panowie wszechświata, będący jednocześnie swymi dawnymi wrogami. I co zabawne zrobili coś o co nikt ich nie podejrzewał.

***

Roku trzeciego po Pogromie na mocy tzw. Paktu trzech. Powstaje Republika Trzech Koron złożona z dawnych: Federacji Hezruk, Unii Błękitnej Krwi i Związku Wandańskiego.

Ta zdaje się desperacja próba uratowania dawnego porządku przetrwała do dziś. I chociaż współpraca koron nie zawsze układała się dobrze, a historia nie obeszła się łatwo z nowym tworem dawnych potęg, to republikanie dumni są z tego, że dziś są mieszkańcami Republiki i z tego, że kiedyś byli kimś innym. 

Okupacje Republiki: Fedrusi zwykli mawiać, że stoją na straży starego porządku, że świat który budują ma być kontynuacja starego, nie zaś rewolucją. Dziwne, że ich zdaje się ulubionym zajęciem są kolejne próby zniszczenia Republiki – państwa, które chyba najpełniej wyraża w sobie stary porządek. Chociaż, może to wcale nie takie dziwne. 

Trzy razy jak dotąd przyszło Republice walczyć o swoje ziemię. Za każdym razem okazywali się zbyt słabi by zatrzymać Federacje, a jednocześnie zbyt silni by ostatecznie przegrać. Zawsze po ciężkich walkach, często nawet partyzanckich, udawało się uzyskać chwiejny co prawda ale jednak pokój.

Ostatnim razem coś się jednak zmieniło. Poprzednie dwie wojny kończyły się tam, gdzie się zaczynały. Nie było w nich ani przegranych, ani wygranych. Ostatnim razem siła Republiki została jednak doszczętnie złamana. Stolica została zdobyta, do pary z kosmicznymi placówkami Republiki. A ratunek? Nie wywalczyli go ani weterani ostatnich wojen, ani partyzanci. Ratunek przyszedł z zewnątrz. Bo gdyby nie interwencja Wodnika, nie byłoby dziś Republiki była by kolejna prowincja Federacji.

Pokój został uratowany. Tym razem jednak za cenę wyeliminowania Republiki z walki o kosmos, poprzez odebranie jej przez Federacje poza edeńskich placówek. Wojna jednak rzuciła długi cień na dalszy los Republiki. Bo kto ją obroni, gdy dojdzie do następnej walki? Skoro Republika sama już sobie nie radzi?

Bitwa o Kadresz: Wielu mówi, że historia Republiki to ciąg klęsk i porażek. Nieprzerwana linia bezradności i beznadziei. Kto inny powie jednak, że był to czas honoru i prawości. Chwila największej próby, z której przyszło Republice wyjść z godnością. Jak jest naprawdę? Nie ma jednej odpowiedzi – nikt takiej nie udzieli. Nieważne jednak po której stronie się opowiesz. Czy widzisz honor, czy bezradność. W słowie Kadresz słyszysz tylko jedno: to właśnie przyczółek twej ojczyzny. W tej bitwie nie było ani honoru, ani bezradności – była Republika!

W tamtej chwili tkwi właśnie cała mentalność ludności Republiki. Rozbite, prywatne chorągwie  pod dowództwem starego już wtedy Papriowicza nie stanowiły, jak się zdawało, żadnej wartości bojowej. Po nieudanej obronie wschodniej granicy, dziesiątki takich jak ta małych armii kierowało się do stolicy w celu przegrupowania. Tylko nielicznym z nich udało się tego dokonać. Większość została zniszczona przez ścigające je fedruskie wojska, lub po prostu samorozwiązania z braku zaopatrzenia i środków, które pozwoliłyby prowadzić dalszą walkę. Na polu walki pozostali wtedy już tylko ludzie Papriowicza.

Kadresz nie było wtedy ważną miejscowością. Małe miasteczko nie posiadało żadnej wartości strategicznej, ale odcięty od kontaktu z sztabem Papriowicz postanowił razem z swoimi ludźmi bronić, małej nic nie wartej miejscowości.

Stolica padła w niecałe trzy dni po rozpoczęciu trzeciej wojny z Federacją. W dwa tygodnie później  dzięki interwencji Wodnika udało się zawrzeć rozejm. A Kadresz? Nigdy nie zostało zdobyte, a duchy jej obrońców do dziś stoją na straży miasta, po którym rozsiane są dziesiątki pomników żołnierzy, którzy tylko czekają na kolejną okazję do walki. Wygląda na to, że niedługo ją dostaną, chociaż z zeprzenie innej strony niż się spodziewają.

Postacie.

Arthus McKennley: Władca Republiki niemal od samego jej początku i zarazem chyba jedyny człowiek, który przez te prawie pół wieku potrafił spiąć w jedno dawnych wrogów. Za jego czasów Republika przeżywała więcej upadków niż zlotów, ale o dziwo nikt poważny, posiadający rzeczywistą pozycję w kraju nie zrzucał winy za nie na McKennley'a. Wszyscy wiedzieli, że gdyby nie on ich kraj znacznie gorzej wyszedłby na wojnach z Federacją i już dawno stałby się jedną z fedruskich prowincji.

Co było w nim takiego wyjątkowego? Na pozór trudno powiedzieć. Nie należał do tych rosłych, ani silnych ludzi, których sam wygląd robi na ludziach olbrzymie wrażenie. Nie był wielkim wojskowym, dowodzenie zostawiał raczej swoim generałom. Charyzma? Był dobrym mówcą i potrafił zjednywać sobie ludzi, ale nie był pod tym względem wyjątkowy. McKennley był człowiekiem pod wieloma względami przeciętym, ale wierzył. Wierzył w sens istnienia Republiki i w siłę każdego pojedynczego człowieka, który ją tworzył. Była to wiara czysta i niezachwiana. Jedna z tych, których nie można samemu zdobyć, a jedynie dostać w podarunku od innego człowieka. Dla Arthusa człowiekiem, który powierzył mu swoją wiarę był jego brat Ivan McKennley. 

Federacja

Wydarzenia.

Wojna o Eden:

Atak na pałac ziemski: Psy Federacji, które zagryzą każdego, kto tylko zbliży się do ich terenu, powoli zaczynają być atakowane przez szczury, które wyhodowały w własnym legowisku. Federacja zaczyna odczuwać, że system podziału obywateli, który wyniósł ich na szczyt potęgi, jest jednocześnie tą samą rzeczą, która może ją zrzucić z podium. Pierwszym poważnym zasygnalizowaniem problemu był atak na pałac ziemski.

Wszystko stało się szybko i niespodziewanie. Ludzie jak co dzień pracowali i żyli swym normalnym życiem, gdy pałac legł w gruzach. Wystarczyła bomba i poświęcenie jednego człowieka, by setki musiały oddać życie. Przekaż był bardzo jasny, nie-obywatele są niezadowoleni są z braku podstawowych praw i po wielu nieskutecznych utarczkach słownych przeszli do działania. Dlaczego wybrali właśnie pałac? Bo był to symbol podziału społeczeństwa. Dom kultury dostępny tylko dla obywateli. Pełen ludzkiego dorobku cywilizacyjnego, dostępnego jedynie dla wybranych. Ale to był dopiero początek. Przez kolejne dwa lata, które minęły od tego czasu terroryści coraz śmielej ingerowali w życie obywateli. Skończył się dla nich czas ataków - symboli. By zadbać o swoje prawa ludzie pozbawieni praw obywatelkach powoli rozpoczynają wojnę domową w Federacji. Przestają zabijać dla sprawy, zabijają po prostu.

Czym gruzy pałacu są dzisiaj? Mogiłą pewnej idei, której grabarz powoli wrzuca kolejne ciała w otchłań.

Odbicie Ślimaka: Człowiek po Pogromie potrzebował sukcesu, chociażby najmniejszego, który przekonałby go o własnej wartości. Federacja, jako samozwańczy wódz ocalałego człowieka postanowił dać swoim obywatelom ten sukces, nie było jednak mowy o patyczkowaniu się – to musiało być coś wielkiego.

Ślimak jest jednym z pierwszych mago – technicznych statków - fregat wybudowanych przez ludzkość. Jednocześnie do dzisiaj razem z stworzonym parę miesięcy wcześniej Prometeuszem jest stawiany w rzędzie jako jeden największych tworów człowieka. Swoją nazwę zawdzięcza, oczywiście wyglądowi. Olbrzymia spirala jaka tworzy ten statek jest znakiem charakterystycznym Ślimaka, który na szczęście nie podzielił losu swojego starszego brata. Inżynierowie nauczeni przypadkiem Prometeusza, nie wyposażyli swojego statku jedynie w napęd magiczny, ale też prócz zastosowania eksperymantalnych wtedy rozwiązań podarowali swojemu dziełu olbrzymie żagle słoneczne, które w razie potrzeby wyłaniały się z skorupy statku. To czyniło pojazd niezwykle drogi w eksploatacji, więc wykorzystywany był jedynie w celach reprezentacyjnych, jako statek flagowy Federacji Hezruk. Niestety Ślimak „utonął” wraz z wieloma innymi podczas Obrony Ziemskiej, stając się jednym z setek dryfujących wokół Ziemi wraków.

Federacja, kocha historię o mitycznym feniksie. Przeznaczeniem Ślimaka było, wiec odrodzenie się na nowo, niczym ognisty ptak.

Postacie.

Czarny Prorok: Nikt dziś nie wie, czy istniał naprawdę, czy może jest jedynie częścią propagandy Federacji. To w sumie nie jest nawet ważne, kto zna prawdę i tak jej nie wyjawi, a inni... cóż oni wolą nie wiedzieć – dla własnego, szeroko pojętego dobra. Ale wracając do sedna, kim właściwie jest Prorok? Swoistym buforem dla federacyjnej propagandy odnowy dawnej ludzkości, która przecież wcale nie była taka doskonała. Dlaczego nie była? Bo głucha na sygnały od wszechświata przegapiła okazję do ocenienia ludzkości. Jednym z takich sygnałów, który przeszedł bez echa, był właśnie Czarny Prorok.

A właściwe Lehman Izaah. Kiedyś prosty mechanik, jeden z wielu pracujących na okrętach Hezruk. Zwykły, szary obywatel, do czasu aż stracił dłoń podczas wypadku przy pracy nad silnikiem pokładowym, fregaty „Ważka”. Niby nic takiego, wypadek jakich wiele w kosmosie, ale dla Lehmana był to nowy początek. Ze względu na zaawansowany wiek nie przyznano mu funduszy na protezę dłoni i odesłano go od razu na wcześniejszą emeryturę. To złamałoby życie przyszłego proroka, gdyby nie religijne objawienie jakiego doznał podczas wypadku. Izaah uważał, że utrata jego dłoni jest sygnałem od bogów, o nadchodzącej katastrofie. W ten symboliczny sposób prorok miał się dowiedzieć, że jeśli ludzkość nie zjednoczy się i razem nie stawi czoła przeciwnikowi, to   również i ona straci „dłoń”, czyli możliwość działania.

Tak narodził się Czarny Prorok, który resztę swego życia spędził na przemierzeniu wszechświata i głoszeniu swej ponurej przepowiedni. Wtedy był jednak nikim. Jego stara rozlatująca się łajba i tłum żebraków – wyznawców, wzbudzał raczej śmiech niż religijne objawienie. Kulawy pies, którego Lehman targał za sobą też, nie podnosił zbytnio jego wiarygodności. Po Pogromie jednak jego historia była dla Federacji znakomitym narzędziem pokazującym, o zgrozo, nieczułość człowieka na głos ludzi z nizin społecznych, który przecież jest równie ważny. Ostatecznie stała się też wymówką fedrusów na wprowadzenie systemu podziału społecznego. Bo przecież właśnie taki sztywny podział pozwoli tym „na górze” lepiej zając się potrzebami tych „na dole”... 

Historia Lehmana wydarzyła się około 30 lat przed Pogromem. Nie wiadomo ile lat żył on potem i czy żyje jeszcze. Chociaż nikt z władzy Federacji się do tego nie przyzna, wiele poszlak wskazuje, że nasz prorok był jednym z zielonych, dzięki czemu możliwe, że nawet dziś. Wilki kosmosu z federacji często opowiadają sobie historię o przechwyconych w kosmosie sygnałach od starego człowieka, który prosi o trochę zapasów i przestrzega przed najgorszym. Nigdy jednak nikt nie widział statku, z którego wiadomość miała pochodzić. Może to tylko echo podróżujące pod wszechświecie, a może coś więcej.

Czerwona Jeane: Nazywana tak wcale nie ze względu na ubiór, czy kolor włosów. Jeane Mildias, była pani admirał federacyjnej floty kosmicznej, swoją sławę i przydomek zdobyła dzięki byciu niesłychanym rzeźnikiem własnych ludzi. Sam Edwin Worrkas, pełniący do dziś podobne stanowisko w Ordos, powiedział podczas wojny o Eden, że Czerwona Jeane jest pomyłką bogów, zdecydowanie powinna urodzić się roksem.

Starsi wojskowi Federacji, którzy jeszcze pamiętają jej czasy, co dzień używają jej imienia do straszenia nowych rekrutów. Na każdym statku floty znajdzie się chociaż jeden człowiek, bez ręki, nogi, ucha lub innej części ciała, który z dumę stwierdzi, że służył pod Czerwoną Jeane i to ona właśnie pozbawiło go jego ucha. Bo taka była jej kara, za złe wykonanie rozkazu. Pani admirał, z swoimi przepełnionymi nienawiścią czarnymi oczyma sama odcinała, starym wojskowym nożem, ucho za złe wykonanie rozkazu. Dłoń, była karą za porażkę, a noga za spóźnienie. Wtedy za każdy czyn odpowiadało się własnym ciałem. Żaden dowódca nie mógł czuć się pewnie w jej towarzystwie.

To był ciężkie czasy dla floty. Z jednej strony wariatka, która sama wymierzała sprawiedliwość, z drugiej półludzie z Ordos, którzy walczyli jak diabły. Ale tak być musiało. Po klęsce Obrony Ziemskiej tylko prawdziwy demon mógł zmusić resztki ocalałej floty, do walki z podludzmi, którzy chcieli mieć Eden tylko dla siebie. Czerwona Jeane była tym demonem i udało jej się przełamać impas z Ordos, które podpisało zawierzenie broni, mniej lub bardziej, ale ważne do dziś. Oczywiście Federacja wtedy nie mogła wygrać tej wojny, nie o to nawet chodziło, gdy wyznaczono Jeane na dowódcę floty. Jej zadaniem było przekonać dowództwo Ordos, że Federacja nie cofnie się przed niczym, w trakcie tej walki i każda bitwa, nawet ta wygrana, będzie kosztować podludzi o wiele więcej niż są wstanie przyjąć na siebie. 

Pani admirał zadanie to udało się wykonać wyśmienicie, a nawet zbyt dobrze. Po wojnie została szybko usunięta z stanowiska i powierzono jej dowodzenie nad mało znaczącą częścią floty, która patroluje wszechświat śledząc aktywność kolektywu. Dziś to już starsza kobieta, która jednak odbiła swój wyraźny ślad na wyglądzie federacyjnej floty. Zbyt silna by usunąć ją ostatecznie, zbyt niewygodna, żeby dopuścić ją na Eden. 


Unia Wodnika

Wydarzenia.

Świt: Droga wodników na Eden była inna niż pozostałych frakcji. Tak samo jak inne było starcie całego, w patrycę nieistniejącego już, sektora wodnika z kolektywem. Nie było żadnej Obrony Ziemskiej, nie było Pogromu takiego jakim my go rozumiemy. Inna horda, inne metody i ostatecznie inny wynik. Gdy Federacja, jeszcze w trakcie wojny o Eden, wysłała swoich zwiadowców do sektora niebieskiego, początkowo wydawało się, że nie ma czego już zbierać. Technologicznie bardziej zaawansowany sektor wodnika powinien znieść lepiej starcie z kolektywem, niż sektor ziemski, przynajmniej w teorii. W praktyce nie uchowało się prawie nic. Żadnych stacji, ani kolonii, czasem ruiny nadające się jedynie na złom. Z całego sektora, pozostało jedynie kilkaset tysięcy uchodźców, ukrywających swoją pseudo flotę w paśmie asteroid syren, który „oplata” niemal całe niebieskie centrum. Bezbronni, nie mający dokąd iść z radością przyjęli propozycję Federacji o przygarnięciu ich pod skrzydła feniksa. To był świt na który ocaleni, czekali przez długą noc, podczas której nie mogli zmrużyć oka.

A przynajmniej tak początkowo się przyszłej Unii Wodnika wydawało. Wyznaczone terytoria na Edenie, miały być autonomiczną częścią Federacji, domem pod gniazdem wielkiego ptaka. I tak rzeczywiście było, do czasu pierwszego „ale”. Fedrusi szybko zaczęli narzucać uchodźcą swoje prawa. Często brutalnie wymuszając ich praktyczną realizację. To było nie do pomyślenia dla, technokratycznego społeczeństwa dawnego sektora wodnika. Federacyjny ład dzielący ludzi na lepszych i gorszych, był zły, ale wcale nie dla tego, że jego założenie było błędne. Wychowani w duchu rozwoju ludzie problem widzieli w stagnacji do jakiej doprowadzić może tak ścisły podział obywateli, wymuszony przez władzę, a nie oddolnie przez obywateli.

Tą sprzeczkę pomiędzy niedawnymi sojusznikami znakomicie wykorzystał Ordos. Państwo podludzi co prawda nieufne, wobec czystych zaryzykowało i po kilku spotkaniach na najwyższym szczeblu oficjalnie uznało niepodległość narodzonej właśnie wtedy Unii Wodnika. Wojna o Eden dogasała już, wiec Federacja zdecydowała się odpuścić, nie chcąc ponownej eskalacji konfliktu. Podludzie oczywiście nie narażali się na darmo. Wdzięczny Wodnik do dziś trwa w sojuszu z Ordos, które w zamian za zapewnienie odpowiednich „pleców” z chęcią dzieli się swoimi zdobyczami technologicznymi. 


Wielkie wybory (pierwsze wybory w których 1. wybierano technokratyczne władze (tzn np. lekarze itp wybierali ministra Zdrowia itp, adwokaci, sędziowie, policjanci ministra Sprawiedliwości itd) 2. brało udział SSI)

Postacie.

Konstruktor: Komputer Matka jest dla mieszkańców Unii wszystkim tym czym dla nich jest ich państwo. Doskonałościom jaką można uzyskać tylko poprzez technikę. Kim jest, więc dla Wodników człowiek, który stworzył ich Matkę? Symbolem - niczym więcej. Nikt nie wiem kim był, oraz gdzie tworzył pierwsze komponenty Matki. Było to dawno temu przed Pogromem w czasach, kiedy człowiek stawiał swoje pierwsze kroki w kosmosie. Nie wiemy nawet, czy było to dzieło jednego, lub wielu ludzi.

R44: W historii niezwykle ważni są ludzie, którzy robią coś po raz pierwszy. Szaleńcy wierzący w niemożliwe, niezważający na zdanie innych, lub tacy którzy znaleźli się po prostu w właściwym miejscu i czasie. R44 ma w sobie po troszczę z każdego typu wybrańców. Zarazem bardzo wierzył, jak i dopisało mu nieco szczęścia.

Ordos

Wydarzenia.

Wyzwolenie (z niewolnictwa  ),

Wojna o Eden (wiem powtarza się z Federacją imho fajnie będzie ukazać to z 2 stron),

Przewrót (po 22 roku dochodzi do przewrotu i procesu formowania się Ordos jako państwa)

Postacie.

Krogho Gree

Mark Uden. Jest jeden czysty człowiek w historii Ordos, którego imienia nie wymawia się z jednoczesnym splunięciem, a w pewnych kręgach nawet z pewną dozą szacunku.

Ludzkość

Wydarzenia.

Obrona Ziemska

Odnalezienie Edenu

Ostatnio edytowany przez SolFar (2008-09-21 01:49:13)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.shahrukhikajol.pun.pl www.managerfootballu.pun.pl www.g087dca.pun.pl www.rozyny-info.pun.pl www.abnormals.pun.pl